Temat rzeka i fraza, którą sama wpisywałam w Google kilkanaście razy. A więc czemu tak się dzieje? Poniżej kilka możliwych scenariuszy.
Pierwsza i najważniejsza sprawa: czy na pewno nie jesz za dużo? Czy na pewno liczysz każdą kalorię? Czy na pewno ważysz wszystko? Czy w podsumowaniu nie pomijasz dwóch czekoladek i garści chipsów? Jeśli nie chudniesz, to licz wszystko. Każdego orzeszka, każdy łyk soku – dosłownie wszystko, bo prawdopodobnie gdzieś bokiem uciekają Ci kalorie i jesz więcej, niż Ci się wydaje. Naprawdę to jest najczęstszy powód, braku efektów odchudzania, szczególnie jeśli problem występuje na początku diety. Pamiętaj! Na początku diety nic na oko, wszystko na wagę!
Załóżmy, że na co dzień kalorie liczysz dobrze. Co może być jeszcze powodem? A no, folgowanie sobie w weekend. Jakiś czas temu pisałam, że dzień taryfy ulgowej podczas diety to nic złego, wręcz jest dobry i potrzebny, ale jeśli nie chudniesz, to warto się przyjrzeć czy właśnie w ten sposób nie rujnujesz swoich efektów. Ja podczas tych dni bez diety nie przekraczałam 2000 kcal, a więc swojego dziennego zapotrzebowania. I w dodatku takich dni naprawdę nie było dużo. Ba, przez kilka pierwszych miesięcy nie było ich wcale, ale jeden dzień w tygodniu też jest ok. Ważne, by się nie objadać. Przyjmijmy, że jesteś kobietą. Przez pięć dni w tygodniu jesteś na diecie 1500 kcal, a Twoje zapotrzebowanie to 2000 kcal. Przez pięć dni zbiera Ci się 2500 spalonych kcal. A potem przychodzi sobota, jesz śniadanie, obiad, powiedzmy, że razem 1000 kcal. A potem idziesz ze znajomymi do baru. Zjadasz 3 kawałki pizzy i popijasz to trzema piwami czyli dodajesz 1700 kcal do zjedzonego wcześniej 1000. 700 kcal ponad dzienne zapotrzebowanie, więc z wywalczonego 2500 robi Ci się 1800 kcal. A potem w niedzielę śniadanie, obiad, kolacja, trochę bardziej obfite niż w dietetyczny dzień i powiedzmy, że 2000 kcal, a tutaj jeszcze teściowa kusi szarlotką. Jeden mały kawałeczek nie zrobi Ci krzywdy, prawda? Równocześnie ten jeden mały kawałek to trochę ponad 300 kcal. Czyli z 1800 zostaje 1500 kcal deficytu. Zamiast pół kilo, które straciłabyś jedząc przez tydzień 1500 kcal tracisz trochę ponad 200 g. Zamiast dwóch kilo w ciągu miesiąca – najwyżej kilogram. Wszystko jest dla ludzi, ale warto zdawać sobie sprawę, że pięć dni w tygodniu to może być za mało, żeby uzyskać satysfakcjonujące efekty.
Pisałam o tym w poprzedniej notce, ale napiszę jeszcze raz: nie ufaj kalkulatorom liczącym ile kalorii spalasz w ciągu wysiłku. Jeśli Endomondo twierdzi, że spaliłaś biegając 500 kcal, to wspaniale, ale i tak nie jedz tego dnia 2000 kcal zamiast 1500. Zjedz tyle, co normalnie. Nie wynagradzaj sobie wysiłku ciastkiem. Nie i już. Uważaj też na napoje izotoniczne, bo oprócz minerałów zawierają glukozę!
Kolejna sprawa: zapotrzebowanie zmniejsza się wraz z utratą kilogramów, więc jeśli nie zmniejszasz ilości przyjmowanych kalorii i zrzucasz dużą ilość kilogramów, to z czasem będziesz chudnąć wolniej. U mnie pierwsze kilogramy schodziły błyskawicznie, a nad ostatnimi trochę się musiałam namęczyć.
Jeśli jesteś kobietą, to jest jeszcze jedno wytłumaczenie dla zatrzymania wagi, czy wręcz przybrania trochę – cykl menstruacyjny. Ja przed okresem przybieram jakieś 2-2,5 kg ze względu na zatrzymaną wodę. Te kilogramy same schodzą drugiego dnia miesiączki. I tak co miesiąc.
A teraz wchodzimy na grząski grunt moich doświadczeń niepopartych badaniami i liczbami. Podczas długotrwałej diety większość ludzi doświadcza zatrzymania wagi. Wyjaśnień jest mnóstwo, ale podobno brakuje badań jednoznacznie określających o co chodzi. Też doświadczyłam zatrzymania wagi i nie mam pojęcia czy to był efekt plateau, nabieranie masy mięśniowej, zatrzymanie wody czy jeszcze coś innego. W każdym razie sumiennie przestrzegałam diety, a waga sobie stała. I tak czasem przez dwa-trzy tygodnie. A mnie trafiało. I obcinałam kalorie, ćwiczyłam więcej, denerwowałam się, a waga nic. Zauważyłam jedną prawidłowość: im bardziej naciskałam, tym bardziej waga stała. A potem chwila relaksu, czasem trochę więcej kalorii i nagle, dosłownie w ciągu nocy, znikał kilogram lub dwa. A potem często znów waga stała jakiś czas. Pod koniec odchudzania traciłam na wadze właśnie tylko takimi zrywami, zamiast powoli, po 100 g na dzień czy dwa. Tak więc jeśli sumiennie się odchudzasz, a waga stoi, to nie pozostaje Ci nic innego jak po prostu się zrelaksować i może nawet zjeść niedużego loda. Albo coś innego, czego normalnie nie jesz na diecie. A przede wszystkim, na co dzień trzymaj się diety. W końcu waga znowu ruszy w dół.
Masz jakieś pytania? Nie znalazłaś tutaj odpowiedzi na swój problem, to napisz do mnie, może coś wspólnie wymyślimy.