W najprostszym ujęciu odchudzanie polega po prostu na utrzymanie deficytu kalorycznego. Z puntu widzenia praw fizyki nie trzeba nic więcej. Człowiek jednak to nie model matematyczny i chociaż deficyt kaloryczny działa, to w grę wchodzi też trochę innych czynników. Takich chociażby, jak możliwość mierzenia posiłków, jedzenie towarzyskie, jedzenie emocjonalne czy brak świadomości. Oczywiście są jeszcze leki i choroby, ale po pierwsze to rzadka sprawa, a po drugie nie czuję się kompetentna, by o tym pisać.
Przechodząc do sedna, chciałam dzisiaj napisać o sposobach odchudzania, które działają, ale nie są stricte liczeniem kalorii. Są to sposoby, którymi można się wesprzeć w odchudzaniu, jeśli nam pasują, ale odrzucenie ich nie wpłynie negatywnie na przebieg całego procesu.
Jedzenie ostatniego posiłku przed godziną X
Nie wierzę, że ktoś mógł nie słyszeć o kolacji przed (zazwyczaj) osiemnastą, jako o doskonałym sposobie na schudnięcie. Co jest takiego magicznego w tej godzinie, że po niej wszyscy tyjemy? Magicznego nie ma nic. Dlaczego więc wiele osób twierdzi, że to działa? Prosta sprawa: wieczór to najlepsza pora na niekontrolowane podjadanie, to pora fast-foodów i w ogóle większości złych decyzji żywieniowych. Podporządkowanie się regule kończenia jedzenia o określonej porze wymaga zaplanowania posiłków, tak, by nie jeść ich zbyt późno i powstrzymania się przed późniejszym podjadaniem. Jedno i drugie ogranicza ilość zjedzonych kalorii. Badanie przeprowadzone na grupie amerykanów pokazało, że większość z nich swoje zapotrzebowanie kaloryczne zaspakajała właśnie do godziny osiemnastej, każdy późniejszy posiłek był już zbędny. Dodam jeszcze, że ja kończenia jedzenia przed osiemnastą nigdy nie przestrzegałam, kolację często jem dość późno.
Wykluczenie grup produktów
Od razu zastrzegam: prawdziwa dieta keto rządzi się swoimi prawami i ten paragraf nie jest o niej. Praktycznie wszystkie diety opierają się na wykluczeniu pewnych produktów, wśród których prawie zawsze są fast-foody i słodycze. Większość z tych diet działa, ponieważ mocno zawęża nam pole manewru i ogranicza możliwość zjedzenia za dużo. Prosta prawda i logika za skomplikowanymi dietami. Myślę, że to skomplikowanie pozwala wielu uwierzyć, że to działa. Ciężko zaakceptować, że można schudnąć jedząc to samo, co dotychczas tylko mniej. Wtedy człowiek staje przed brutalną prawdą, że jadł za dużo. Niemiła myśl, doskonale o tym wiem. A ta, jak na nowej diecie jemy na śniadanie awokado, na obiad kalmary w bakłażanach, a na kolację krem ze szparagów, to łatwiej tę świadomość od siebie odsunąć, bo odchudzanie zmienia się w proces prawie magiczny. I w dodatku większość diet podsuwa nam gotowego winnego naszego stanu: cukier, GMO, nabiał, zagraniczne warzywa – do wyboru do koloru w zależności od diety. A prawda jest taka, że schudnąć można jedząc cokolwiek, byle poniżej zapotrzebowania kalorycznego. Widziałam blogi ludzi chudnących na samych fast-foodach czy słodyczach. Czy jest to zdrowe? Zdecydowanie nie. Dla zdrowia potrzebna jest zbilansowana dieta. Poza tym w grę wchodzi również odczucie głodu i nasycenia. Ja podczas odchudzania drastycznie ograniczyłam cukry proste (słodycze, białe pieczywo), ponieważ sycą na krótko, a potem wzmagają uczucie głodu. Wykluczenie pewnych rzeczy ze swojej diety na czas odchudzania nie jest konieczne, ale czasem jest po prostu sensowne.
Jedzenie tylko przy stole
Wydawać się może, że ta porada wkracza znów w teren magiczny, tym bardziej, że często formułowana jest jeszcze bardziej tajemniczo. Na przykład: jedz zawsze w tym samym miejscu – i człowiek się zastanawia czy chodzi o feng-shui, żyły wodne czy inny przepływ energii wszechświata. A myśl ukryta za tym jest znów dość banalna: chodzi o unikanie podjadania i bezmyślnego jedzenia. Skoro masz usiąść do stołu i zjeść, to wymaga to więcej zastanowienia niż władowanie kabanosa do ust gdy lustrujesz lodówkę zastanawiając się co by tu zjeść. Wtedy kabanos staje się pełnoprawną przekąską, a nie czymś, czego zjedzenia kompletnie nie pamiętamy. I na koniec tak, jak w poprzednich akapitach jak to było u mnie: cóż, ja jem często na stojąco. Tylko wtedy dzieciaki nie są w stanie upolować mojego jedzenia.
Jedzenie wielu małych posiłków
Kiedyś już pisałam, że ja jadłam pięć małych posiłków dziennie, ale to nie jest jedyny sposób chudnięcia. Ostatnio czytałam o dość popularnej diecie (planie żywieniowym?), która zakłada zjedzenie jednej przekąski i jednego posiłku dziennie. Ogromnego posiłku. Osoby, które to stosują twierdzą, że jest to wygodne i nie czują się specjalnie głodne w ciągu dnia. I chudną. Dlaczego więc jadłam aż pięć posiłków i dlaczego jest to polecana metoda? Ludzie różnie odczuwają głód, dla mnie, jak pewnie dla wielu osób, głód jest złym doradcą i łatwo prowadzi do objadania się. Wiele małych posiłków w ciągu dnia pozwalało mi nie zgłodnieć zbyt mocno i nie rzucać się na jedzenie ze zbyt dużym entuzjazmem.
Nie ma jedynej właściwej ilości posiłków. W ogóle nie ma jedynego właściwego sposobu odchudzania się poza utrzymaniem odpowiedniego bilansu kalorycznego. Sposobów na osiągnięcie tego celu jest całe mnóstwo, dlatego chyba odchudzanie wydaje się tak trudne, bo wiele pozornie różnych dróg prowadzi do tego samego celu. Ważne, by znaleźć swoją drogę, wybranie gotowej diety nie jest złe. Na pewno jest prostsze niż wdawanie się w te wszystkie niuanse i próby zrozumienia jak to naprawdę jest. Ja sama przyznam, że badania naukowe z dziedziny odchudzania zaczęłam podczytywać, jak już skończyłam się odchudzać i większość tej wiedzy, którą się tu dzielę to nowy nabytek. Bez tego da się schudnąć. Wystarczy liczyć kalorie, tylko tyle i aż tyle. Albo wybrać wygodną dietę z rozpisanymi posiłkami. Nic więcej.