Przedwczoraj widziałam dyskusję w internecie na temat śmiesznych kłamstw wciskanych dzieciom. W sumie wszyscy dobrze się bawili przelicytowując się, kto swojemu dziecku wcisnął większy kit. Może mam kija w mało szanownej części ciała, ale mnie to nie śmieszy.
Jasne, dziecku można opowiedzieć największą bzdurę i przekonać je, że jest to prawda. Jak pójdę rano do Tomka i mu powiem, że ziemia jest kwadratowa, to mi uwierzy. I jeśli będę mu to powtarzać, to weźmie to za pewnik. A potem pójdzie do szkoły i… I może nic wielkiego się nie stanie, może po prostu zaakceptuje, że mamusia się pomyliła, może inne dzieci go nie wyśmieją. A może właśnie inne dzieci go wyśmieją? Może będzie miał do mnie żal, że wystawiłam go na pośmiewisko? Może zacznie wątpić w moje kompetencje?
To, że moje dzieci wierzą we wszystko, co im mówię traktuję ze śmiertelną powagą jako kredyt zaufania. Jestem ich przewodnikiem po tym świecie i chcę tę rolę spełnić jak najlepiej. Gdzie się tylko da, mówię prawdę. Nie chcę zawieść moich dzieci. Nie ignoruję ich inteligencji, ciekawości świata i potrzeby informacji.
Mówię, tłumaczę, opowiadam, czasem, szczerze mówiąc, bez większego przekonania, że coś z tego w małych głowach zostanie. Odpowiadam, bo Tomek pyta. Więc mówię, że księżyc naprawdę nie świeci, tylko odbija światło, że słońce jest gwiazdą, że maluch ma silnik z tyłu, że nasz kraj nazywa się Polska, a kontynent Europa, że dzieci biorą się z brzucha, że dinozaury wyginęły, a zwierzęta umieją mówić tylko w bajkach, no może z wyjątkiem papug i gwarków. Mikołaj też pyta, na razie „Kto to?”, „Co to?”, „A co ja mam?”, więc jemu też odpowiadam. To nos, to kot, to słoń, to samochód, a to ampułka z solą fizjologiczną.
Po co im ta wiedza? Pewnie na razie niepotrzebna. Czy w takim razie jest sens zawracać sobie głowę i opowiadać im takie rzeczy? Jasne, że jest sens! Tomek ciągle zaskakuje mnie jak wiele z tych informacji zapamiętuje. On nie tylko słucha, on nie tylko powtarza, jego to naprawdę interesuje. Chyba nie ma nic bardziej fascynującego niż rozbudzanie w dziecku ciekawości świata. Widzieć, jak ten mały człowiek chłonie wiedzę dosłownie przez skórę. Wszystko jest nowe i ciekawe. Dla mnie też. Bo czasem Tomek pyta o coś, czego nie wiem, więc szukam odpowiedzi i mu tłumaczę. Na przykład wczoraj oglądaliśmy filmiki jak karmi się raki. I słuchamy razem muzyki klasycznej, Fasolek i Akademii Uśmiechu też słuchamy.
Po co okłamywać dzieci? Świat jest wystarczająco zabawny i ciekawy bez tego. I trudny do zrozumienia. Nie utrudniajmy dzieciom rozróżniania bajek od rzeczywistości.
A jeśli twierdzisz, że dzieci znajduje się w kapuście, to pewnie mówisz z doświadczenia, kapuściany głąbie.