Niełatwo jest podejmować niepopularne decyzje – taki truizm. Chociaż szczerze mówiąc zarówno przerwania studiów, jak i wyjście za mąż po roku znajomości przyszło mi dość łatwo. Jutro mija cztery lata od mojego ślubu cywilnego. Jakieś pięć lat i miesiąc od pierwszej rozmowy z moim mężem. Na koncie dwoje dzieci. Szaleństwo, prawda? A oprócz tego, również na koncie tysiąc rozmów pod tytułem: dlaczego to zrobiłaś? Czy to nie za wcześnie? Po co ci to było? Dwoje dzieci w tym wieku! Wpadłaś? – dobra, z tym ostatnim trochę przesadzam, mało kto pyta wprost, większość w dziwny sposób krąży dookoła tematu i próbuje wybadać.
Zadziwiająco wielu ludzi oczekuje, że powinnam się im tłumaczyć z moich życiowych decyzji, tylko dlatego, że są one inne niż te podejmowane przez nich. Najśmieszniejsze jest to, że często tymi dociekliwymi są ludzie, którzy za pytanie „No to kiedy wreszcie weźmiecie ślub?” spaliliby na stosie. A ja wciąż jestem zbyt taktowna by odpowiedzieć im pięknym za nadobne i zakazane pytanie zadać.
W ogóle jestem zbyt dobrze wychowana. A może właśnie niedobrze wychowana? Bo czy dobrym wychowaniem jest pozwalanie wchodzić sobie na głowę? Dobrym wychowaniem powinno być bronienie siebie, a nie tłumaczenie się każdemu, kto tego zażąda. Chociaż idąc tym tokiem rozumowania dojdę zaraz do wniosku, że szkolni łobuzi są ideałem asertywności i pójdę razem z nimi wybijać okna. Chyba jednak nie tędy droga.
Wiecie czemu wzięłam ślub po roku znajomości? Bo mogłam. Bo chciałam. Bo czemu nie? Najważniejsze jest to, że nigdy nie żałowałam swojej decyzji.
A po ślubie cywilnym mieliśmy szalone wesele na korytarzu w akademiku, bez rodziny tylko ze znajomymi. Podpici sąsiedzi zagrali nam na gitarze Whisky Dżemu do pierwszego tańca.