Dwie notki na dzień, to kompletne szaleństwo, ale rano była taka niby-notka, więc się nie liczy. Poza tym muszę się pochwalić, że rdestowiec opanowany (przynajmniej na razie), ubrania wróciły do szafki, blog zmienił wygląd, strona internetowa wróciła do życia, a i Tomcio czuje się lepiej. O ogromie wykonanej przeze mnie pracy niech świadczy to, że chciałam napisać „rzycia”. Jednak nie o rzyci miało być, a o porządkach. Szczególnie o tych generalnych i o przydasiowości przy okazji.
Nie jestem pedantką i nie muszę o tym mówić nikomu, kto mnie zna. No niestety. Na szczęście jednak moje mieszkanie z roku na rok jest coraz bardziej czyste i zorganizowane, w dużym stopniu dzięki ciągłym czystkom, przemeblowaniom i genialnym pomysłom jak ułatwić sobie życie. Trzy lata temu, gdy siedziałam w domu z malutkim Tomciem oglądałam „Perfekcyjną Panią Domu”. Taki dziwny okres w swoim życiu miałam, że bardzo to do mnie trafiało. Potrzebowałam zmiany, potrzebowałam motywacji i potrzebowałam podpowiedzi, a ten program mi to dał. Więc wzięłam się do generalnych porządków. Przetrzepałam każdą szafę, każdy przedmiot w domu wzięłam do ręki. Wyniosłam… nawet nie wiem ile. I wysprzątałam tak, że na imprezę z okazji pierwszych urodzin Tomka goście mogli przyjść w białych rękawiczkach i sprawdzać gdzie chcieli.
Oczywiście taki porządek nie utrzymał się długo. Ja wyniosłam z tego jednak bardzo ważną lekcję: nauczyłam się wyrzucać rzeczy i przeglądać to, co mam. Teraz przynajmniej dwa razy w roku robię rewizję w całym domu i patrzę co można wyrzucić, zazwyczaj zbieram między 10 a 30 worków niepotrzebnych rzeczy, głównie ubrań. Dzisiaj przygotowałam dwie duże torby ubrań do pozbycia się. Skąd u mnie taki nadmiar? Bo często zmieniam rozmiar – to raz, a dwa kupuję na ciuchach i trochę za bardzo to lubię, ale jedno i drugie to tematy na oddzielne notki. W każdym razie w zeszły piątek kupiłam trzy letnie sukienki, każdą za 3 zł. Dzisiaj letnich sukienek doliczyłam się ok. 20. I to tych najlepszych, których nie wyrzucam. Poza tym dzieci wyrastają i im też trzeba szafki przejrzeć najrzadziej raz na trzy miesiące.
Zbędne rzeczy wpełzają do domu różnymi dziwnymi kanałami i mnożą się nie gorzej niż króliki. A jak się ich pozbywam, to nagle okazuje się, że mam całe mnóstwo wolnego miejsca w domu i szafki nie tylko się zamykają, ale świecą pustkami, a mi niczego nie brakuje. Również dzięki temu, że wiem gdzie co mam. Uważam, że obrastanie przydasiami jest bardzo złym procesem, bo wbrew swojej nazwie przydasie nie przydają się praktycznie nigdy tylko duszą nas i tłamszą. Jak chwasty. U mnie w domu nie ma i nigdy nie będzie dla nich miejsca. Takie zbieractwo ma też to do siebie, że nie ma przestrzeni, której nie dałoby się zapchać takimi cudami. Ja mieszkam z moimi chłopakami na 45 metrach kwadratowych i po porządkach mamy jeszcze dużo miejsca przez miesiąc czy dwa. Moja mama z tatem i połową mojego brata (młody studiuje, ale część rzeczy trzyma u rodziców) i jedną czwartą mnie (zajmuję jedną szafę w moim panieńskim pokoju i kawałeczek piwnicy, bo swojej nie mam, oczywiście nie osobiście zajmuję, tylko robię to moimi rzeczami) mieszkają (mieszkamy?) na 72 metrach. Naprawdę tam już jest niewiele miejsca na cokolwiek. Bo wszystko, co raz się przydało dostaje u mamy dożywocie. Chociaż muszę przyznać, że mama stara się kontrolować swoje chomicze zapędy i coraz lepiej jej idzie. Ale dochodzimy do sedna. Moi dziadziowie mają metrów kwadratowych od groma i trochę. Duży dom z wielką piwnica i ogromnym strychem. Wszystko zapchane. Wszystko zajęte. Nic nie wolno wyrzucić. Naprawdę nie ma przestrzeni, której nie da się zagracić.
Na koniec perełka. Rozmawiałam o tym, jaki dom chcę wybudować z pewnym młodym przydasiowcem. Nasz dom będzie mały, bez piwnicy, z niedużym pomieszczeniem gospodarczym i moją wymarzoną garderobą. Jeden pokój dla nas, po jednym dla dzieciaków i salon. Gdy przydasiowiec to usłyszał zapytał: „To gdzie ty będziesz to wszystko trzymać? Może wybuduj większy dom z jakimś dodatkowym pokojem na składzik?”. Otóż, Panie i Panowie, ja składziku nie będę mieć. Przydasiowiec nie uwierzył i powiedział, że będę żałować, bo przydasie się przydają. Na szczęście nie mnie.