Ostatnio zanurkowałam w czeluści Internetu i poczytałam o HAES (Health at every size – Zdrowie we wszystkich rozmiarach), Fat Acceptance oraz o jednej z czołowych przedstawicielek czyli Tess Munster znanej również jako Tess Holiday. Potem napisałam tę notkę i wrzuciłam do folderu z notkami na przyszłość. Wyciągam z okazji okładki magazynu People z Tess w roli głównej.
Zacznijmy od tego czym jest HAES. HAES uważa, że żeby być zdrowym trzeba słuchać swojego organizmu. Tu się zgadzam. Uważam, że nasz organizm wie, czego potrzebuje i nie należy ignorować sygnałów, jakie nam wysyła. Tylko wszystko w zdrowych proporcjach, a zdrowe proporcje to to, czego wyznawcom HAES brakuje. Ja przez spełnianie zachcianek rozumiem układanie swojej diety tak, by w limicie kalorycznym zmieścić to, na co mam ochotę, a pominąć to, od czego kompletnie mnie odrzuca. Od tygodnia na śniadanie jem banana i kilka orzechów, bo tylko na to rano mam ochotę. Przez cztery miesiące codziennie jadłam kaszę mannę. Przez prawie pół roku nie spojrzałam na pieczywo. Przez miesiąc codziennie wypijałam cztery kubki kawy zbożowej. A potem z dnia na dzień przestawałam. I to wszystko tylko dlatego, że czułam, że tak będzie dobrze. Równocześnie, tak jak pisałam wcześniej: wszystko miałam pod kontrolą, wszystko to mieściło się w moim planie dietetycznym. HAES poprzez spełnianie zachcianek rozumie zjedzenie trzeciego hamburgera bez myślenia o kaloriach i konsekwencjach. Bo, według nich, zdrowym można być w każdym rozmiarze. Nawet tym, który powoduje problemy z poruszaniem. Umiar jest tym, czego w tej całej ideologii brakuje.
Tess Munster na początku wzbudziła wiele moich pozytywnych emocji. Uważam, że ludzie otyli nie powinni być spychani na margines życia publicznego. A tak się czasem dzieje. Ich otyłość, nawet jeśli oni sami się do niej przyczynili, ich nie przekreśla. Tak samo, jak mnie nie przekreśla mój bałagan. Wracając do Tess, gdy przyjrzałam się bliżej, to zobaczyłam produkt marketingowy, którego w dodatku ja nie kupuję. Jak osoba, która nie potrafi sama wstać z pozycji klęczącej może mówić o zdrowiu? Jak ktoś, kto pozuje tak, by wyglądać na szczuplejszego i na zdjęciach kryje swoje prawdziwe ja za przeróbką graficzną może mówić o samoakceptacji? Czy to, że jej cellulit jest usuwany przez grafików oznacza, że tłuszcz należy akceptować, a cellulit już nie? Jeśli ktoś chciałby wytoczyć argument, że „zwykłe” modelki też są poprawiane, to odpowiadam z góry: zwykłe modelki nie gadają głupstw o tym, że promują naturalne piękno i brak kompleksów. I że każdy jest piękny. A Tess miała być autentyczna. Miała pokazywać prawdę, a tu jeden wielki fałsz.
Dla osłody podam bardzo pozytywny przykład z naszego podwórka: Agatę z bloga Gruba i Szczęśliwa. Agata jest wspaniała: przede wszystkim autentyczna, z dystansem, prawdziwie akceptująca siebie i swoje ciało. Tak, moim zdaniem, powinien wyglądać ruch Fat Acceptance i tak wygląda prawdziwa kobieta, która po prostu siebie lubi. Dalszych peanów o agacie pisać nie będę, po prostu wszystkich zachęcam do poczytania jej bloga: https://grubaiszczesliwa.wordpress.com/. I uważam, że takie osoby jak ona w żaden sposób nie dają złego przykładu. Wręcz przeciwnie: człowiek w każdym rozmiarze może się od nich czegoś dobrego nauczyć. Oczywiście Agata niejest potworem z tytułu notki. Po prostu Tess Munster i inne potwory dobrze brzmi.