Pytanie z tytułu notki słyszę dość często. No więc: jak ja to robię, że mi się chce? Że mi się chce ćwiczyć, że mi się chciało schudnąć, że chce mi się pisać. Zdradzę Wam wielką tajemnicę: zazwyczaj zupełnie mi się nie chce. Więc czemu to robię?
Jakbym miała czekać na wenę, która siłą przykuje mnie do monitora i zmusi do spisania tego, co kotłuje się w mojej głowie, to nigdy nie napisałabym więcej niż dwie strony. Napady weny zdarzają mi się niezwykle rzadko, a w dodatku nie trwają zbyt długo.
A ćwiczenia? Bieganie planuje mi się najlepiej wtedy, gdy absolutnie nie ma możliwości biegać. A potem, gdy możliwość się nadarza, to kurczowo łapię się każdej możliwej wymówki. Moje domowe ćwiczenia muszę przyznać, że weszły mi już w krew i trochę łatwiej mi się zmobilizować, ale to też nie tak biorę się do nich ze szczególnym entuzjazmem.
A wiecie co jest najtrudniejsze?
Najtrudniejsze jest wyłączenie wszystkich rozpraszaczy i włączenie Worda.
Najtrudniejsze jest wstanie ze stołka i zrobienie pierwszych trzech pompek.
Najtrudniejsze jest założenie dresów i zawiązanie butów.
A potem idzie już z górki, bo okazuje się, że mój wewnętrzny leń przedstawiał błahostki jako przeszkody nie do pokonania.
Ale skąd wziąć motywację do walki z leniem?
Pisałam już o tym nie raz – mam cele, do których uparcie dążę, które są dla mnie ważne i osiągalne. A osiągnięcie ich wymaga pracy.
Z odchudzaniem było łatwo – miałam określony cel, wagę, do której dążyłam. Cel konkretny, mierzalny i obiektywny. I udało się. 30 kilogramów jest już na szczęście tylko wspomnieniem.
Pisanie to też raczej konkrety. Piszę książkę, powoli, bo powoli, ale piszę. Ilość napisanych słów łatwo zmierzyć. Cel – ukończenie, też jest dosyć konkretny, tym bardziej, że wiem gdzie zdążam z fabułą. Piszę też na blogu, a mój plan minimum to jedna notka na tydzień – łatwo mi się z tego rozliczać przed samą sobą, a każdy Wasz przejaw istnienia moi czytelnicy, daje mi ogromną satysfakcję.
Ćwiczenia – tu cele są najbardziej rozmyte, bo robię to, przede wszystkim, by długo być zdrową. Mało konkretny i bardzo odległy cel, dlatego wyznaczam sobie mniejsze, które realizuję szybciej. Celem na maj było zrobienie 25 męskich pompek bez zatrzymania. Utknęłam na 22, ale i tak uważam to za sukces. W październiku 2014 miałam duże problemy z jedną babską! Do celów wraca też bieganie. Po kilku ostatnich próbach muszę powiedzieć, że płynne przebiegnięcie 3,5 km za dwa miesiące wydaje się być dobrym celem.
Więc jak ja to robię?
Po prostu realizuję swoje plany, uparcie dążę do wyznaczonych celów i nie daję leniowi dojść do głosu!
3 thoughts on “Jak ty to robisz, że ci się chce?”
M26
(3 czerwca 2016 - 17:40)Jak ktoś ma jakikolwiek sens i chęć życia to pewnie można się zmusić, żeby jeszcze bardziej polepszyć swoje życie, a Twoje wygląda na szczęśliwe 🙂
Ewa
(3 czerwca 2016 - 20:30)Brawo! Uświadomiłaś mi, że nie jestem wyjątkowa. Nie wyrzuciłam jednak lenia ze swojego życia, podczas leżenia na słońcu albo spaceru po lesie spływają na mnie najlepsze pomysły. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Rozwyrazowana
(4 czerwca 2016 - 20:50)Chyba każdy tak ma :).
Mój leń niestety przebywa ostatnio na wygnaniu, bo dzieci nie zostawiają mu zbyt wiele miejsca w moim życiu. Myślę, że jak dzieci podrosną to leń wróci i z rozkoszą ułoży się na kanapie.