I znów wracamy do ambicji. Trochę do celów. Ten temat będzie pewnie wracał jak bumerang. I to taki bumerang rzucony prawidłowo, a nie przez taką łamagę jak ja. Ja kiedyś w rzucie palantówką osiągnęłam wynik ujemny – po prostu piłka wypadła mi z ręki, gdy brałam zamach. Czasem moje marzenia i plany wydają mi się odległe, niemożliwe do osiągnięcia i sama siebie pytam czy nie próbuję porwać się z motyką na słońce. Czasem boję się, że stracę wiele lat i nerwów goniąc za czymś, co nie ma szans powodzenia. A przecież mam dzieci, mam męża i nie mogę, nie chcę całej energii i czasu poświęcać na pracę.
Wielu ludzi mówiło mi, że widzi we mnie potencjał, że widzi we mnie kogoś, kto może dużo osiągnąć. Ja też wiem, że mam potencjał. Tylko co dalej? Gdzie leży złoty środek między ciężką pracą i dążeniem do celu, a prostym cieszeniem się z życia?
Jakie są moje marzenia? Chciałabym być pracującą kobieta sukcesu, być poważaną przez współpracowników i kontrahentów. Być kiedyś dyrektorem? Właścicielem firmy? Kierownikiem zespołu? I co tu dużo mówić: chciałabym być bogata. Umiarkowanie, ale bogata. Czy ktoś z ręką na sercu może powiedzieć, że by nie chciał? Różne są tylko pojęcia czym jest owo bogactwo. Dla mnie to duża stabilność finansowa. Oszczędności na koncie pozwalające w razie czego przeżyć nawet kilka lat. Dom nieobciążony kredytem. Trzy samochody i majtki 100 zł/sztukę. Ktoś może powiedzieć, że to nie bogactwo, a minimum. Dla mnie jest to jednak szczyt, do którego dążę.
Nie muszę mieć willi z basenem, bo nie lubię dużych domów. Chcę pracować, bo siedzenie w domu mnie męczy. I chcę do tego wszystkiego dojść samodzielnie. Skróty mnie nie pociągają. Oczywiście czasem siedzę i marzę jakby to było wygrać w Lotto, ale nigdy nie kupuję losu. Nie wierzę, że tak łatwo zdobyte pieniądze przynoszą szczęście. Muszę jednak przyznać, że kupuję zdrapki. Zdrapki nie niosą za sobą fortuny. A i tych zdrapek nie jest dużo. Tak od czasu do czasu. Gdy czuję, że mam pecha, bo może akurat przełamię złą passę, albo gdy czuję, że mam szczęście: a nuż mam rację i akurat się uda. Najwięcej wygrałam chyba 20 zł. Z drugiej strony przez ostatnie pięć lat przepuściłam na zdrapki nie więcej niż 200 zł i nigdy więcej niż 6 zł na raz. Nie można każdej złotówki pilnować i wydawać mądrze.
Tak jak pisałam bogactwo jest raczej powszechnym marzeniem, o wiele popularniejszym, co mnie zaskakuje, od rozwoju osobistego. Czasem rozmawiam z ludźmi i dowiaduję się, że to, czego w życiu chcą to prosta stabilna praca i nic więcej. Praca, która nie niesie za sobą dużych pieniędzy (to jestem w stanie zrozumieć), ale również nie daje możliwości rozwoju. Prosta, powtarzalna i nic więcej. To mnie trochę szczerze mówiąc przeraża, bo ja mogę nie zarabiać dużo, ale mam ogromną potrzebę ciągłego rozwoju i ciężko mi zaakceptować jej brak u innych. Rozwój, to jest to, co nadaje życiu sens. Zastanawiam się czy Ci, którzy marzą o takim monotonnym życiu naprawdę tego pragną? Czy tylko ktoś, lub oni sami wmówili sobie, że nie warto być ambitnym?
Wracając do dróg na skróty, to moja znajoma bogato wyszła za mąż. Chwali się zagranicznymi wycieczkami i wystawnym życiem. Nie znam na tyle jej sytuacji, by oceniać, nie wiem czy jest to dobre małżeństwo. Zresztą nie moja sprawa. Patrzę jednak czasem na jej zdjęcia na Facebooku i czuję ukłucie zazdrości. Też bym chciała na egzotyczne wczasy! Z drugiej strony pocieszam się, że tak jak zimne piwo smakuje najlepiej po ciężkim dniu, tak kiedyś, urlop pod palmami, na który sama zarobię będzie najlepszy na świecie. A na razie będę leżeć sobie na kocyku na swojej własnej działce i korzystać ze słońca i świeżego powietrza.