Wielu ludzi, których wpisy czytam na forach Internetowych twierdzi, że nic tak nie motywuje, jak nienawidzenie samego siebie. Piszą pełne jadu wiadomości do starych, grubych siebie, nazywają się obrzydliwymi, śmierdzącymi czy odrażającymi świniami. Niektórzy idą krok dalej i twierdzą, że szczucie bliskich z nadwagą jest jedyną drogą, by znaleźli motywację do zmian.
Czytam i nie wierzę. Ludzi, którzy zachęcają do poniżania bliskich są zwyczajnie głupi i nieczuli, ale nie rozumiem tych, którzy potrafią pałać tak wielką nienawiścią do samych siebie. Skoro sama zmiana wagi tak bardzo zmieniła ich postrzeganie siebie, to kim tak naprawdę są? Czy są tylko swoją wagą? Swoim tłuszczem lub jego brakiem?
Ja nie jestem szczególnie dumna z okresu, w którym byłam gruba, ale to jest częścią mnie. A ja lubię siebie i nie uważam, że byłam kiedyś obrzydliwa, śmierdząca czy odrażająca. Bez zbędnych kilogramów mogę trochę więcej, trochę więcej mi się chce, ale nie odczułam aż tak drastycznych zmian, by dzielić życie na okres chudy i gruby.
W ogóle te grube lata, to były dobre lata. Poznałam mojego męża, wzięłam ślub, urodziłam dwoje wspaniałych dzieci. Jak mogłabym chcieć zaprzeczyć istnieniu takiego okresu w życiu? Nie kocham swoich starych zdjęć, wzdycham czasem, że gdybym brała ślub z taką figurą, jaką mam dzisiaj, to bym zaszalała z sukienką, trochę żałuję, że nie wygrzebałam się z tej nadwagi wcześniej, ale nie mam do siebie samej szczególnego żalu. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba żyć dalej i patrzeć, by więcej nie narozlewać.
Wydaje mi się, że ważne jest, by żyć w zgodzie z samym sobą. A przeszłość jest przecież częścią nas. Nie twierdzę, że z każdego wydarzenia w przeszłości możemy i powinniśmy być dumni, ale trzeba nauczyć się żyć z tym, co było. Jeśli nie pogodzimy się z przeszłością, to nie będziemy mogli iść dalej, stare sprawy będą nas trzymać i blokować. Więc kochajmy się. Nie nawzajem, siebie samych.