Kobiety-specjalistki

Utarło się, że kobiety są specjalistkami od sprzątania, gotowania i rodzenia dzieci. Chociaż z tym gotowaniem, to podobno mężczyźni mają lepsze predyspozycje, tylko zwyczajnie im się nie chce. Nikt nie kwestionuje też, że kobieta może być dobrą przedszkolanką, księgową, pielęgniarką czy lekarką. Gorzej z kobietą-mechanikiem, czy elektrykiem. Oczywiście mężczyzna-przedszkolanka też wzbudza emocje, ale ja dzisiaj nie o tym.
Denerwuje mnie założenie, że kobieta, która przychodzi do sklepu po piłę spalinową poszukuje różowej, ewentualnie najtańszej. A ja przed tą wizytą spędziłam trzy dni czytając o łańcuchach, koniach mechanicznych i producentach. Na szczęście sprzedawcy zazwyczaj dają się przekonać, że wiem mniej więcej czego chcę i potrzebuję najwyżej drobnej porady.
Najgorsze jest to, że ja również widząc kobietę na „męskim” stanowisku podświadomie kwestionuję jej kompetencje. Chciałabym napisać, że byłam ostatnio tu czy tam i zostałam bardzo profesjonalnie obsłużona przez kobietę znającą się na męskiej robocie. Pewnie kiedyś w życiu mi się zdarzyło, ale teraz sobie nie przypominam. Czytaj więcej o Kobiety-specjalistki

Niech żyją odważni amatorzy

Zachwycają mnie w pewien sposób ludzie, którzy tworzą rzeczy marnej jakości i bez poczucia zażenowania prezentują swoje dzieła światu. Część z czytelników pewnie wie, że w zamierzchłych czasach zajmowałam się ocenianiem marnych opowiadań publikowanych na blogach. Większość z młodych autorek, które oceniałam nie potrafiło nawet sklecić poprawnego zdania, a mimo tego były głęboko przekonane o swoim talencie. I w dodatku miały grono wiernych fanów. Najdłuższe opowiadania miały po około 200 stron A4 czcionką 12. A błędów ortograficznych tyle, że Word odmawiał sprawdzania. Jak ktoś jest zainteresowany, to blog ciągle wisi, chociaż zapomniałam hasła i nie mogę się do niego zalogować. Można go znaleźć tu.
Są tacy, którzy w swoje niezbyt udane projekty angażują nie tylko swój czas, ale również czas osób trzecich. I też robią to bez skrupułów. Wierzą w siebie. Wierzą w sukces. I w sumie, są w tym wszystkim niesamowici. Chociaż szczerze nie umiem podziwiać ich dzieł to podziwiam ich zaangażowanie i odwagę, bo to są cechy, których mi brakuje. Biorę się za coś z zapałem, by potem stwierdzić, że to i tak nie ma szans powodzenia. Marzę o szczycie, by następnego dnia stwierdzić, że były to jedynie mrzonki. Czytaj więcej o Niech żyją odważni amatorzy

Zdrowie i samopoczucie w rozmiarze plus

Uwaga, będzie mocno subiektywnie!
Nad tym, jak było naprawdę z moim zdrowiem i samopoczuciem zaczęłam się zastanawiać niedawno pod wpływem pewnego wydarzenia. Byłam na szkoleniu, jeden z wykładów prowadziła dziewczyna tak bardzo podobna do grubej mnie. Mniej więcej w moim wieku, mniej więcej mojego wzrostu i wagi sprzed odchudzania, o bardzo zbliżonej figurze i typie urody. Mówiła ciekawe rzeczy, była dobrze przygotowana, ale moją uwagę zwrócił jej ciężki oddech. Dostała zadyszki od samego mówienia! Nie wielkiej zadyszki, nie takiej jak po biegu, ale oddychała zdecydowanie ciężej niż powinna. Zrobiło to na mnie piorunujące wrażenie, bo już zdążyłam zapomnieć jak ciężko oddychało mi się z dodatkowym balastem. Jak od czasu do czasu ktoś przez telefon pytał czemu jestem taka zdyszana. Mimo wszystko ja cały czas oszukiwałam sama siebie, że wcale nie jest z moim oddechem źle. Teraz też często słyszę przez telefon: a co ty taka zdyszana? Z tą różnicą, że zdarza się to jak ktoś zadzwoni gdy ćwiczę.
Moje serce też odwalało kawał koszmarnej roboty, szczególnie w ciąży. W ciąży miewałam tętno spoczynkowe sięgające 140 uderzeń/minutę. A 100-110 to była norma. W tej chwili moje normalne tętno to ok. 60 uderzeń/minutę. Połowę mniej. I ciśnienie też mam lepsze. Jestem przekonana, że mojemu sercu z tym zdecydowanie lepiej. Czytaj więcej o Zdrowie i samopoczucie w rozmiarze plus

Nie muszę umieć wszystkiego

Bardzo imponują mi ludzie, którzy potrafią zrobić coś z niczego. Którzy potrafią szyć, którzy potrafią sami sobie zrobić meble, którzy ładnie lepią z modeliny, którzy rzeźbią, którzy sami kładą płytki… Oglądam blogi, czytam fora i zawsze stwierdzam: ja też tak chcę! Też chcę umieć szyć, robić meble, kłaść płytki i w ogóle posiąść wszystkie możliwe praktyczne umiejętności. Moja mama twierdzi, że nie mam wystarczających zdolności manualnych, żeby na przykład szyć, czym mnie tylko rozsierdza i prowokuje, żebym spróbowała.
Czasem jak mnie poniesie fantazja i ambicja to zdaje mi się, że mogę nauczyć się dosłownie wszystkiego i zostać praktycznie samowystarczalna. Będę kłaść parkiety, tynkować, piec chleb, będę własnym trenerem, lekarzem i psychologiem. O, i krowy też będę hodować.
A potem przychodzi otrzeźwienie, bo przecież to nie tak. Przecież nie mogę i nie muszę umieć wszystkiego na świecie. Szkoda na to mojego czasu, lepiej być fachowcem w jednej dziedzinie, niż umieć po trochę wszystkiego.
Więc nie umiem szyć – od realizowania moich pomysłów mam moją wspaniałą Panią Krawcową, która jest fachowcem w tym co robi, słucha mnie i robi co może, by moje szkice przenieść w świat realny. Czytaj więcej o Nie muszę umieć wszystkiego

29 kg – ile to rozmiarów

Do celu brakuje mi jeszcze jednego kilograma, ale żeby nie zarzucić bloga całkiem tematem diety i zmian jakie we mnie zaszły, gdy cel osiągnę, to już dziś podejdę do tego tematu. Myślę, że ten 1kg już tak bardzo dużo nie zmieni w moich wymiarach. Pod ścianą tekstu są zdjęcia, więc cierpliwości.
Długo unikałam mierzenia się, dlatego nie powiem dokładnie ile gdzie miałam na początku odchudzania. Z tego co pamiętam, to w talii było to około 90 cm, w biuście 115 cm (ale pamiętajcie, że karmiłam piersią). W moich chudych, licealno-gimnazjalnych czasach w biuście miałam 92 cm, w talii 67 cm – ze względu na budowę żeber nigdy nie będę mięć wąskiej talii, a w biodrach 88 cm. Ważyłam jakieś 57 kg i miałam ok. 173 cm wzrostu. Przynajmniej wzrost się nie zmienił. W tej chwili w biuście mam 95 cm, w talii 73 cm, w biodrach 88 i ważę 66 kg. Kilogramów 9 na plus, a centymetrów niedużo – magia mięśni. Czytaj więcej o 29 kg – ile to rozmiarów