Dzień bez diety

Nie, nie będzie to post o Międzynarodowym Dniu Bez Diety, który wypadał miesiąc temu. Nie świętowałam go. Dzisiaj będzie o tym, co anglojęzyczni nazywają „cheat day”, a więc dniem oszustwa. Całość z dedykacją dla Daniela, bo to rozmowa z nim skłoniła mnie do podjęcia tego tematu.
Zacznijmy od tego czym jest taki „dzień oszustwa”, to po prostu dzień, gdy dieta schodzi na dalszy plan. Gdzie posiłków się nie waży, nie mierzy i nie analizuje składu każdej rzeczy wkładanej na talerz i do ust.
Jakie są zalety takiego dnia? Takie same jak każdego urlopu. Odpoczynek przede wszystkim. Odejście od rutyny, wrzucenie na luz. Ale tak jak urlop nie byłby urlopem, gdybyśmy brali go za często tak samo na diecie za często nie można pozwolić sobie na odstępstwa.
Jak to u mnie wygląda? Moje zapotrzebowanie przy obecnym stopniu aktywności, to ok. 2200 kcal. Mój dzień na diecie to 1400-1700 kcal uzyskiwanych ze zdrowych produktów. Mniej więcej raz na tydzień pozwalam sobie, by w tych 1700 kcal znalazło się coś mniej zdrowego, na co akurat mam ochotę. Od czasu do czasu – nie więcej niż dwa razy w miesiącu, a zazwyczaj rzadziej, dobijam do 2000 kcal. Czytaj więcej o Dzień bez diety

Nie patrz na niepełnosprawnych!

Właśnie, chyba każdy został kiedyś upomniany, by się nie „gapił”, gdy z dziecięcą ciekawością i niewinnością przyglądał się niepełnosprawnemu. We mnie wykształciło to odruch uciekania wzrokiem w bok, gdy widzę osobę niepełnosprawną. Zły nawyk. Chyba nawet gorszy, niż to gapienie się, bo wzmaga wykluczenie niepełnosprawnych. Pokazuje: nie pasujesz tu, nie będę na ciebie nawet patrzeć.
Pamiętam, jak gdy miałam dwanaście lat, byłam na wydarzeniu sportowym, na którym była również grupa ludzi z zespołem Downa. Unikałam ich wzrokiem. Jedna z chorych dziewczyn podeszła do mnie i zapytała czemu na nią nie patrzę, czemu się jej boję. Mówiła, że nie trzeba się bać. Pamiętam moje zmieszanie. W końcu robiłam tylko to, czego zostałam nauczona. Przecież tak miało być właściwie. Czytaj więcej o Nie patrz na niepełnosprawnych!

Marzenia, ambicje i skróty

I znów wracamy do ambicji. Trochę do celów. Ten temat będzie pewnie wracał jak bumerang. I to taki bumerang rzucony prawidłowo, a nie przez taką łamagę jak ja. Ja kiedyś w rzucie palantówką osiągnęłam wynik ujemny – po prostu piłka wypadła mi z ręki, gdy brałam zamach. Czasem moje marzenia i plany wydają mi się odległe, niemożliwe do osiągnięcia i sama siebie pytam czy nie próbuję porwać się z motyką na słońce. Czasem boję się, że stracę wiele lat i nerwów goniąc za czymś, co nie ma szans powodzenia. A przecież mam dzieci, mam męża i nie mogę, nie chcę całej energii i czasu poświęcać na pracę.
Wielu ludzi mówiło mi, że widzi we mnie potencjał, że widzi we mnie kogoś, kto może dużo osiągnąć. Ja też wiem, że mam potencjał. Tylko co dalej? Gdzie leży złoty środek między ciężką pracą i dążeniem do celu, a prostym cieszeniem się z życia? Czytaj więcej o Marzenia, ambicje i skróty

Sprzątanie i przydasiowanie

Dwie notki na dzień, to kompletne szaleństwo, ale rano była taka niby-notka, więc się nie liczy. Poza tym muszę się pochwalić, że rdestowiec opanowany (przynajmniej na razie), ubrania wróciły do szafki, blog zmienił wygląd, strona internetowa wróciła do życia, a i Tomcio czuje się lepiej. O ogromie wykonanej przeze mnie pracy niech świadczy to, że chciałam napisać „rzycia”. Jednak nie o rzyci miało być, a o porządkach. Szczególnie o tych generalnych i o przydasiowości przy okazji.
Nie jestem pedantką i nie muszę o tym mówić nikomu, kto mnie zna. No niestety. Na szczęście jednak moje mieszkanie z roku na rok jest coraz bardziej czyste i zorganizowane, w dużym stopniu dzięki ciągłym czystkom, przemeblowaniom i genialnym pomysłom jak ułatwić sobie życie. Trzy lata temu, gdy siedziałam w domu z malutkim Tomciem oglądałam „Perfekcyjną Panią Domu”. Taki dziwny okres w swoim życiu miałam, że bardzo to do mnie trafiało. Potrzebowałam zmiany, potrzebowałam motywacji i potrzebowałam podpowiedzi, a ten program mi to dał. Więc wzięłam się do generalnych porządków. Przetrzepałam każdą szafę, każdy przedmiot w domu wzięłam do ręki. Wyniosłam… nawet nie wiem ile. I wysprzątałam tak, że na imprezę z okazji pierwszych urodzin Tomka goście mogli przyjść w białych rękawiczkach i sprawdzać gdzie chcieli. Czytaj więcej o Sprzątanie i przydasiowanie

Podusmowanie maja

Pierwszy czerwca, to chyba dobry moment, na podsumowanie, co udało mi się, a co nie udało w maju. Przede wszystkim ten maj jakoś tak mi szybko zniknął, że nawet nie wiem kiedy. Nie biegałam, bo okulary mi się poluzowały i mi spadają jak próbuję biec. W sumie to tylko wymówka, bo mogłabym je dokręcić, ale nie mam śrubokrętu. Mogłabym go kupić, ale… Jakoś z tym bieganiem nie umiem się zgrać. Na swoją obronę mam to, że ćwiczę i jestem coraz silniejsza i sprawniejsza.
Waga wreszcie spadła o kolejne 2 kg. Ostatnio coraz ciężej schodzą te kilogramy i częściej stoję w miejscu niż tracę, ale maj kończę z ładnym wynikiem równych 67 kg. Czyli jeszcze dwa przede mną i dwadzieścia osiem za mną. W tej chwili już wyglądam świetnie, ale te 2 kg powinno dodać całości takiego szlifu.
Jeśli chodzi o pisanie, to zrobiłam pierwszą korektę około połowy książki. Przez pierwszą korektę rozumiem dodawanie wątków pobocznych, wprowadzanie ogromnych zmian i przewrócenie wszystkiego do góry nogami. O ile pisanie pierwszego szkieletu, na którym teraz pracuję też nie było łatwe, ale satysfakcjonujące, o tyle ta korekta jest przede wszystkim męcząca. Czytaj więcej o Podusmowanie maja