Legendy miejskie: Pętla śmierci na szyi motocyklisty

Słyszeliście o pętli śmierci, którą motocykliści zakładają sobie na szyję, by zginąć podczas wypadku? Nie? A nasi posłowie słyszeli i chcą zakazać ustawą. Przeczytajcie:

Jednocześnie pojawiają się informacje, że zdarzają się sytuacje, gdzie motocyklista zakłada na szyję pętlę z linki stalowej, której drugi koniec przymocowany jest do elementu motocykla, do rurki kierownicy. Praktykujący ten proceder nazywają je „pętlami śmierci”, a chodzi podobno o to, aby w razie wypadku ponieść śmierć na miejscu, a nie zostać kaleką. Ponadto taka jazda ma podnieść poziom adrenaliny, co ma uczynić jazdę bardziej atrakcyjną.

Trudno nawet wyobrazić sobie ocenę takiego zachowania. Ale jeśli faktycznie ma to miejsce, to oczywiście jest to świadome igranie z samobójczą śmiercią. Wprawdzie nie ma przepisu zabraniającego takiego zachowania, ale kłóci się to z zasadą obowiązku zapinania pasów bezpieczeństwa w samochodach. Jeśli więc takie zachowania występują, to wydaje się, że konsekwentnie powinien pojawić się przepis zabraniający takich praktyk.

[…]

Z poważaniem

Posłowie Józef Lassota

i Lidia Gądek

Warszawa, dnia 29 sierpnia 2014 r.”

Posłowie jak zwykle nie nadążają za modą, bo legenda była opisywana w Internecie już 2004 roku. Więc motocykliści przez dziesięć lat tracili głowy nie tylko całkiem legalnie, ale bez żadnej interwencji rządu.

Ja tę historię po raz pierwszy widziałam chyba w jakimś zestawieniu popularnych legend miejskich. Kilka lat temu spotkałam ją na wolności: znajomy zarzekał się, że motocyklista, który zginął wtedy w wypadku w naszej okolicy miał ją na szyi. Oszczędzając Wam szczegółów: to było zderzenie motocyklisty z pociągiem. Takie wypadki często kończą się bardzo drastycznie, nawet bez dodatkowej pomocy. Tak też było tym razem.

Pisząc tę notkę odwiedziłam kilka portali dla motocyklistów, trochę for internetowych i widziałam, że środowisko związane z tym sportem alergicznie reaguje na pytanie o „pętlę śmierci”.

Niektórzy podchodzą do tego z dystansem: jeden z portali jako żart primaaprilisowy opublikował artykuł o polecanych modelach stalowych linek na szyję. Temat jest wałkowany tam i z powrotem, zawsze z konkluzją, że to bzdura na kiju.

Nie ma dowodu na to, że w Polsce był wypadek, w którym motocyklista miał stalową linkę na szyi, podobno był jeden taki wypadek w Niemczech, ale to też bardzo dawno temu.

Zdarza się nierzadko, że chociaż kierujący straci panowanie nad motocyklem i zostanie z niego zrzucony, to wychodzi z tego bez szwanku, najwyżej z kilkoma siniakami. Gdyby pętle śmierci były popularne, każde zdarzenie z udziałem motocyklu byłoby wypadkiem śmiertelnym, a Internet jest pełen nagrań, gdzie motocyklista po upadku wstaje i nie musi trzymać głowy pod pachą.

Oczywiście, nie można wykluczyć, że gdzieś, ktoś jeździ z taką pętlą śmierci, ale na pewno nie jest to popularna praktyka. Raczej kilku nieprzeciętnych idiotów. Idiotów z tego rodzaju, że żadna ustawa nie uchroni ich przed zrobieniem sobie krzywdy.

Skąd więc się wzięła ta legenda i czemu jej popularność nie słabnie?

Z moich poszukiwań wynika, że dekapitacje podczas wypadków motocyklowych zdarzają się. Nie wiem jak często, ale jakby ktoś z Was wnikliwie szukał, to znajdzie nawet filmiki (nie oglądałam ich, wierzę opisom). Nie oznacza to, że ci motocykliści mieli stalowe linki na szyjach, po prostu siły działające przy wypadku są tak duże. Pewnie słyszeliście, że kierowcom i pasażerom samochodów podczas wypadków potrafią spaść wysokie, ciasno zasznurowane buty.

Znalazłam kilka możliwych źródeł tej legendy, lecz najbardziej prawdopodobna wydaje mi się ta:

Dziennikarz jednej z polskich szanowanych gazet, z rodzaju tych, na jakich urodziny uczęszcza nasz prezydent, widział jak motocyklista przypina się do swojego pojazdu i dopisał sobie historię o pętli śmierci. Na sprzęcie motocyklowym w ogóle się nie znam, ale z tego, co wyczytałam istnieją jakieś bardzo drogie kombinezony z wbudowanymi poduszkami powietrznymi. Poduszki są aktywowane przy zerwaniu sznurka, który przyczepia się do motocyklu.

Druga wersja pochodzenia tej legendy jest częściej przytaczana, ale jakoś do mnie nie przemawia. W każdym razie: podobno ktoś na jakimś zlocie motocyklowym przejechał pokazowo kilka metrów z taką linką na szyi. Historia była powtarzana z ust do ust i w wersji tysięcznej powstało to, co znamy.

Ciekawe jest to, że opowieść o stalowej lince wydaje się typowo polska i nie znalazłam zupełnie nic na ten temat po angielsku. Ba, nawet pytałam na forum poświęconym miejskim legendom, ale nikt o tym nie słyszał. Jest to bardzo ciekawe, bo nawet Czarna Wołga, która wydaje się być typowo polska ma swoje zagraniczne odpowiedniki, pisałam już kiedyś o tym.

Słyszeliście wcześniej tę historię? Ciekawa jestem kiedy i w jakim kontekście.

A może znacie jakieś legendy miejskie, o których jeszcze nie pisałam, a uważacie, że są interesujące?

Post Author: Rozwyrazowana

Mam 25 lat, męża, dwoje dzieci, wielkie plany i ambicje. Przede wszystkim marzę o tym, by moja pisanina została kiedyś wydana. Na razie skończyłam pisać pierwsza książkę i pracuję nad drugą. Poza tym w zeszłym roku schudłam 30 kg, więc temat odchudzania, zdrowego żywienia i ćwiczeń też jest mi bliski.

2 thoughts on “Legendy miejskie: Pętla śmierci na szyi motocyklisty

    jotka

    (11 grudnia 2016 - 15:16)

    Trudne do uwierzenia, być może wśród motocyklistów bywają tacy ekstremalnie nakręceni lub uzależnieni od adrenaliny, co dowodzi, jak lekko traktują swoje życie…
    Wielu motocyklistów oburza się, że nazywani są dawcami organów, ale gdy widuję ich na drogach, to rozumiem, skąd ta nazwa…

      Rozwyrazowana

      (13 grudnia 2016 - 19:49)

      W każdej grupie znajdzie się kliku wariatów. Co do motocyklistów, to mam dość mieszane uczucia. Z jednej strony, to co widzę na drogach, to często proszenie się o wypadek, z drugiej jak szukałam materiału do tej notki i szperałam po ich forach i portalach, to widziałam wiele mądrych, zrównoważonych wypowiedzi. Ci ludzie nie brzmieli jak samobójcy.
      Poza tym wydaje mi się, że najłatwiej zauważyć właśnie tych wariatów na motorach, spokojnie jadących motocyklistów często nawet nie zauważamy. Jakiś czas temu widziałam paradę motocykli. Wydawało mi się niemożliwe, że w okolicy jest tylu motocyklistów (parada była naprawdę spora), ale jak się przyjrzałam, to wszystkie rejestracje były lokalne, co by właśnie świadczyło o tym, że to, co zwraca naszą uwagę to niechlubne wyjątki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *