Oczywiście na świecie jest wielu ludzi, którzy mnie nie lubią. No, może nie aż tak wielu, bo również nie aż tak wielu mnie zna. W każdym razie nie jest tak, że tylko ona mnie nie lubi. Ale ona jedna jest tak zaciekła i złośliwa w stosunku do mnie.
Czasem mam wrażenie, że nie tylko dostrzega i komentuje każde moje potknięcie, ale również zapamiętuje je, by przypomnieć mi o nim w najmniej odpowiednim momencie. Umniejsza każdemu mojemu sukcesowi, we wszystkim widzi porażkę. Jest bezlitosna w swoich ocenach. Mówi mi, że jestem głupia, nudna, że mam dwie lewe ręce. Wczoraj nawet powiedziała mi, że taka głupia baba jak ja nie powinna wychodzić z kuchni.
Wiecie kto to? To ja sama. Naprawdę osiągnęłam mistrzostwo w obrzucaniu siebie epitetami i wątpieniu w siebie. Nie mówię, że nie mam w sobie ani trochę pewności siebie, że nigdy nie jestem z siebie zadowolona, ale jednak ta krytyczna część mnie jest bardzo silna i trochę za często przejmuje kontrolę.
Jak mojemu mężowi zgaśnie silnik, to zgaśnie mu silnik. Zapala i jedzie dalej. Jak mnie zgaśnie silnik, to jestem złym kierowcą, wszyscy na drodze widzieli, a w ogóle to na pewno za mną jechał mój sąsiad i będzie się teraz zastanawiał aż do śmierci kto tej głupiej babie dał prawo jazdy.
Jak coś mi wypadnie z rąk na przykład w sklepie, to mam wrażenie, że wszyscy widzieli, wszyscy ocenili mnie jako niezdarę, więc się denerwuję i z rąk zaczyna mi lecieć wszystko. Więc w myślach nazywam siebie łajzą, niezdarą i tak dalej.
Krótko mówiąc jestem zupełnie nieobiektywna, gdy przychodzi mi do oceny samej siebie, a w efekcie hoduję zbędne kompleksy. Nie dostrzegam, że inni ludzie też upuszczają przedmioty, też im gaśnie silnik, też coś gubią, też o czymś zapominają. A nawet jeśli widzę, to przecież to są normalne ludzkie rzeczy i nie mam zamiaru nikogo oceniać z tego powodu.
A siebie oceniam. Bez litości. I chyba o tym jest ta notka, że nie ma co siebie oceniać zbyt surowo, bo w wielu przypadkach wyolbrzymiamy błąd, którego nikt inny nawet nie zauważył. Każdy człowiek popełnia błędy, każdy robi głupoty. A to, że czasem wydaje mi się, że najwięcej błędów popełniam ja wynika wyłącznie z tego, że ze sobą (i z moimi błędami) spędzam najwięcej czasu.
I żeby nie kończyć tak pesymistycznie tej notki: całkiem lubię tę głupią babę, którą jestem. Nawet wtedy, gdy 40 minut szuka czegoś, co leży na wierzchu. Również wtedy, gdy psuje, niszczy i zapomina. I lubię też tą część, która nie lubi mnie.