Moja babcia jest mistrzynią wymyślania, czego można się wstydzić. W skrócie: można się wstydzić prawie wszystkiego. Dla kontrastu, któraś z koleżanek w gimnazjum za swoją mamą powtarzała: wstyd to pod latarnią stać. Racja, pod latarnią stać trochę wstyd. A co z innymi rzeczami?
Sama łapię się na tym, że wstydzę się wielu rzeczy. Kilka dni temu zaczęłam czytać „Makbeta”. Tak, po raz pierwszy. Biorąc książkę do ręki pomyślałam sobie: „Ale wstyd!”. No bo przecież jak to, uważam się za osobę inteligentną, w miarę oczytaną, a taki klasyk mi gdzieś umknął. Zresztą jak wiele innych pozycji, które czuję, że powinnam znać. Najbardziej ciąży mi chyba ten „Makbet”, „Hamlet”, „Iliada” i „Odyseja”. O i „Chłopi”. „Chłopów” też by wypadało znać.
Dochodzę do wniosku, że to jednak nie taki wstyd, a może nawet powód do dumy? Oczywiście, nie chodzi mi o to, że trzeba chwalić się ignorancją. Chodzi o to, że chociaż nie przeczytałam tych książek pod przymusem za czasów szkolnych, to mam zamiar to nadrobić. I nie tylko zamiar, rzeczywiście coś w tę stronę robię. Z władnej nieprzymuszonej woli, z potrzeby serca i sumienia.
Czasem, z różnych przyczyn mamy braki w jakiejś dziedzinie. Czasem nawet dość podstawowe. Zdarza się, czasu nie cofniemy, więc nie ma co się wstydzić, że dopuściło się do zaniedbania, tylko trzeba stawić czoła problemowi i to nie kiedyś, a dzisiaj i zacząć nadrabiać zaległości. (Francuski! – podpowiada z wyrzutem sumienie. Biedny, jak zwykle zaniedbany język francuski. Za niego też się wezmę. Kiedyś. O, dzisiaj podczas treningu posłucham audiobooka po francusku. Obiecuję.) Czasem mi wstyd, że ważyłam tyle, ile ważyłam – 95 kg jeśli ktoś zapomniał. Czasu jednak nie cofnę i staram się być dumna z tego, co osiągnęłam. Z rozmiaru 46 zeszłam do 36 i mieszczę się w większość ubrań z liceum.
Troszkę z innej beczki, ale uważam też, że te cechy naszego ciała, na które nie mamy wpływu nie powinny być powodem naszego wstydu. Co z tego, że na przykład blizny nie mieszczą się w kanonie piękna? Nie zmuszajmy siebie do ukrywania ciała za wszelką cenę, bo posiada niedoskonałości. Moja mama ma bliznę na dekolcie. Niezbyt piękną – prawda, dużą, różową i zwracającą uwagę. Od zawsze stara się ją ukrywać i kosztuje ją to naprawdę dużo wysiłku. Jakieś 70% bluzek i sukienek odrzuca na starcie, bo przecież blizna. Kilka lat temu spotkałyśmy w autobusie dziewczynę z podobną blizną. Troszkę mniejszą, ale poza tym wszystko się zgadzało, nawet umiejscowienie. Ta dziewczyna miała bluzkę z dekoltem i wcale się blizną nie przejmowała. I wiecie co? Nie wzbudzała sensacji. Nikt nie krzyczał, nikt nie płakał, nikt nie wskazywał palcem na bliznę. Ludzie mają blizny i myślę, że w zdecydowanej większości społeczeństwa ten fakt nie wzbudza większych emocji. Strach, poczucie napiętnowania i przeświadczenie o brzydocie niedoskonałości są przede wszystkim w głowie osoby, której problem dotyczy. Z gapiów mało kogo to obchodzi.
Nie jest wstydem to, na co nie mamy wpływu. Nie jest wstydem uzupełnianie braków. Nie jest wstydem niewiedza. Wstydem może być tkwienie w miejscu, brak odwagi i uciekanie od problemów.