Jeśli lubicie mój facebookowy profil, to pewnie widzieliście zdjęcie prezentu jaki przygotowałam mojemu mężowi z okazji szóstej rocznicy pierwszej randki. Jeśli jeszcze nie lubicie mojego profilu, to polubcie, chociaż i tak wyjaśnię o co chodzi. Otóż mój mąż wczoraj dostał worek ziemniaków. Wyglądało to tak:
Pod ziemniakami, a nawet w samych ziemniakach coś się kryło, ale o tym później. Na razie będzie o zapominalstwie mojego męża. Mój mąż, tak jak przewidywałam zapomniał o rocznicy. Racja, mamy ich trochę za dużo, żeby każdą świętować, ale on nie obchodzi żadnej (albo żadna go nie obchodzi). Ani gwiazdki, ani walentynek, ani urodzin, ani imienin, ani dnia kobiet. To znaczy przepisowego kwiatka od czasu do czasu dostanę, ale na większe niespodzianki przestałam liczyć gdzieś tak ze 4 lata temu.
I wiecie nie twierdzę, że czasem mnie to nie wkurza. Bo wkurza. I czasem sobie myślę: o ty dziadu, za tydzień rocznica, a ty na pewno znowu nie pamiętasz, więc nawet tych ciastek, które planowałam, ci nie upiekę. A potem przychodzi otrzeźwienie, że związek to nie liczenie punktów, to nie gra, gdzie ma być remis czy wygrana. Ja czasem bym chciała żeby to tak równo było i po partnersku i jak wstanę do dzieci raz w nocy, to przy drugim płakaniu szturcham Darka, że to jego kolej. A on mnie nie szturcha, tylko wstaje po cichu pięć razy pod rząd. Nie szturcha mnie też jak jestem przemęczona i trochę za mało sprzątam. Nie są to rzeczy spektakularne, to nie wypad do Wenecji na weekend, którym można by się pochwalić przed koleżankami, to nie bukiet ze stu róż, który wyglądałby pięknie na zdjęciu na Facebooku, ale to coś znacznie więcej: to miłość, troska, wyrozumiałość. To wszystko, czego potrzeba, by szara codzienność była szczęśliwa, a życie składa się głównie z tej szarej codzienności.
Wracając do prezentu, to to, co było pod ziemniakami zostawię między nami, choć nie było to nic nadzwyczajnego. Co więc kryło się w samych ziemniakach? Nie mogę teraz tego znaleźć, ale jak się poznaliśmy krążył po internecie (Demotywatorach?) taki tekst, że dać komuś różę, to jak powiedzieć, że ceni się w nim jedynie urodę i to niekoniecznie naturalną. Urodę, która tak szybko przeminie, jak uschnie ta róża. A ziemniak, ziemniak to zupełnie inna sprawa. Ziemniak może nie jest zbyt urodziwy, ale bardzo wszechstronny, można go zjeść, można zrobić z niego baterię. W dodatku ziemniak łatwo się nie psuje, ba nawet zbyt długo trzymany nie poddaje się i wypuszcza pędy. Tak więc ziemniaka można dać komuś wszechstronnemu, przydatnemu, kto pomoże nam przetrwać najgorsze chwile, komuś, kto nawet jeśli stanie się całkiem brzydki, to nie będzie bezużyteczny. I właśnie dlatego zanim dostałam od mojego męża kwiatka dostałam ziemniaka. A on wczoraj, w ramach rewanżu dostał dwa i pół kilo ziemniaków. Aluzję załapał od razu.
O, a znalazłam tekst, chyba nawet jego oryginalne źródło, trochę oczywiście pomieszałam, ale sens pamiętałam dobrze. Jeśli nie jesteście przekonani, że ziemniak to bardzo romantyczny prezent, to zerknijcie tu.